Słuchajcie kochani, nie wiem czy nadal tłumaczyć to fanfiction, bo okazało się, że jest fanfiction, które nazywa się Twisted, autorka The Gang Leader (orginału) po prostu skopiowała, treść i wstawiła to jako The Gang Leader, ale napisała że opowiadanie nie jest jej, tylko że ja nie spodziewałam się że naprawdę nazywa się Twisted i co gorsza jest już tłumaczone na polski. Niestety mam dylemat, bo osoba, która tłumaczy to ff nie wstawiła nic od 9 stycznia, a zatrzymała się na 9 rozdziale (jest ich 32 plus został napisany sequel tego fanfiction) więc nie wiem co zrobić.
Może pomożecie i napiszecie czy dalej mam tłumaczyć.
Proszę o odpowiedź w komentarzu.
niedziela, 30 marca 2014
Three.
- Claire, gdzie idziesz?
- Muszę iść. - Tak szybko jak przeczytałam notatkę, wiedziałam, że muszę stąd iść. Musiałam uciec od tego obłędu. I to był obłęd. Zgniotłam kartkę ciasno w mojej dłoni i wsadziłam ją do kieszeni spodni jeansów, które Francine pozwoliła mi włożyć.
- Claire, nie możesz stąd iść! Oni Cię znajdą! - głośno zaprotestowała. Skrzywiłam się na to jak głośno to powiedziała.
To zaczynało wymykać się spod kontroli.
- Popatrz. To jest szaleństwo, okej? Muszę iść. Zadzwonię do Ciebie później czy coś. J-Ja nie wiem co o tym myśleć. - potrząsnęłam głową, przypominając sobie to wszystko co powiedziała mi wcześniej. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Ludzie po prostu nie wciągają innych w ciemne alejki. Żyjemy w XXI wieku! Takie rzeczy się po prostu nie dzieją.
- Nie wierzysz mi, prawda? - Francine powiedziała z szeroko otwartymi oczami - Serio? Myślisz, że kłamię?
- Nie - złapałam oddech - Myślę, że możesz trochę wyolbrzymiać. - Jeśli by się nad tym zastanowić, Francine była zawsze znana jako królowa dramatyzowania. Kocham tą dziewczynę, ale kiedy byłyśmy razem w kinie zaczęła histeryzować gdy upuściła swój popcorn. Nigdy o tym za dużo nie myślałam, ale teraz miało to jakiś sens. Nie mogę przestać się nią przejmować tylko dlatego, że wyolbrzymia, ale ona przestraszyła mnie. Nikt mi nie wmówi, że ona nie wcale nie pokazuje tego gangu jako najgorsze zło na świecie.
Pomyślałam o notatce i wiedziałam, że oni byli niebezpieczni, ale szczerze mówiąc Francine straszyła mnie. Musiałam iść by zostać sama i pomyśleć o tym na spokojnie.
- Trochę wyolbrzymiać?! - Francine potwórzyła za mną - Claire, widziałam co oni robili, ty nie! Wiem jak niebezpieczni oni są! Próbuję Ci tylko pomóc!
Uśmiechnęłam się do niej. - Wiem i naprawdę to doceniam. Ale myślę, że potrzebuję trochę być sama by pomyśleć.
- Claire, jeśli będziesz sama.. Oni Cię znajdą.
Wyszłam z pokoju, to co powiedziała cały czas było w mojej głowie i dało się słyszeć jak echo. Kiedy zobaczyłam kurtkę leżącą na podłodze, zdałam sobie sprawy jak histerycznie brzmiała. Ta kurtka wyglądała jak każda normalna skórzana kurtka. Oprócz dużej wielkości symbolu na prawym rękawie. Podniosłam ją tak ostrożnie jakby zaraz miała eksplodować i popatrzyłam na symbol. Nigdy nie widziałam nawet podobnego symbolu. Ale pod symbolem widniał napis "1D", wygrawerowane tak schludnie i wyraźnie jakby było znakiem rozpoznawczym jakiejś marki. I skłamałabym gdybym powiedziała, że nie przeszedł mnie dreszcz gdy zobaczyłam poszarpany materiał kurtki. Zaciekawiło mnie co wpłynęło na taki stan kurtki.
- To oznacza One Direction - głos Francine brzmiał łagodniej za mną - Nazwę ich gangu.
Przełknęłam ciężko i zarzuciłam ciężką kurtkę na moje ramiona. - To jest szalone. Ja.. Ja po prostu muszę iść. Pogadamy później, Fran.
Francine popatrzyła na mnie jakbym właśnie skazała siebie na śmierć. Nie wiem, może byłam zmęczona słuchaniem tego jacy "źli" byli oni. To może brzmieć szalenie, ale zobaczyłam tylko jednego z nich. I nie próbował mnie zabić. Więc może po prostu byłam sceptykiem, osobą, która musi zobaczyć by w coś uwierzyć.
Ale każdy wie, że kiedy jesteś w chaotycznej sytuacji i jedna osoba zaczyna panikować wszystkie inne też zaczynają. Właśnie tak się czułam. Panika była zaraźliwa.
Wyszłam frontowymi drzwiami, czując chłodne powietrze gdy uderzyło mnie w twarz, w listopadzie szczegóilnie silne. Czułam oczy Francine na mnie kiedy szłam dając tak dalekie kroki jak tylko mogłam. Uważałam by patrzeć się w chodnik by wyglądać tak niepozornie jak to możliwe.
Nic nie wyglądało poza normą. Przed tym jak usłyszałam o tym całym gangu One Direction czułam się komfortowo w tym mieście. Wiedziałam, że alejki nigdy nie były "bezpieczne", ale teraz myślę, że nigdy nie wejdę w jedną z nich.
Wszyscy wokół mnie wyglądali normalnie. Poza tym, że zauważyłam jedną rzecz.
Niektóre osoby dziwnie na mnie patrzyły. Nie miałam na myśli spojrzeń rzucających się w oczy. Ale ignorowali mnie dopóki przeszłam obok, a kiedy przeszłam już czułam przeszywający wzrok, który był skierowany na moje plecy. Zastanawiałam się czy miałam coś na plecach.
I wtedy dotarło to do mnie.
Miałam na ramionach jego kurtkę. Kurtkę, która była znakiem rozpoznawczym ich gangu. Przeklinając pod nosem, próbowałam sprawić, że ta kurtka będzie wyglądała jak każda inna. Musiałam mieć pewność, że symbol był zasłonięty.
Poczułam ulgę gdy doszłam do mojego apartamentu. Uśmiechnęłam się do jednego z moich sąsiadów, a on odpowiedział uśmiechem. Wszystko wróciło do porządku.
- Muszę iść. - Tak szybko jak przeczytałam notatkę, wiedziałam, że muszę stąd iść. Musiałam uciec od tego obłędu. I to był obłęd. Zgniotłam kartkę ciasno w mojej dłoni i wsadziłam ją do kieszeni spodni jeansów, które Francine pozwoliła mi włożyć.
- Claire, nie możesz stąd iść! Oni Cię znajdą! - głośno zaprotestowała. Skrzywiłam się na to jak głośno to powiedziała.
To zaczynało wymykać się spod kontroli.
- Popatrz. To jest szaleństwo, okej? Muszę iść. Zadzwonię do Ciebie później czy coś. J-Ja nie wiem co o tym myśleć. - potrząsnęłam głową, przypominając sobie to wszystko co powiedziała mi wcześniej. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Ludzie po prostu nie wciągają innych w ciemne alejki. Żyjemy w XXI wieku! Takie rzeczy się po prostu nie dzieją.
- Nie wierzysz mi, prawda? - Francine powiedziała z szeroko otwartymi oczami - Serio? Myślisz, że kłamię?
- Nie - złapałam oddech - Myślę, że możesz trochę wyolbrzymiać. - Jeśli by się nad tym zastanowić, Francine była zawsze znana jako królowa dramatyzowania. Kocham tą dziewczynę, ale kiedy byłyśmy razem w kinie zaczęła histeryzować gdy upuściła swój popcorn. Nigdy o tym za dużo nie myślałam, ale teraz miało to jakiś sens. Nie mogę przestać się nią przejmować tylko dlatego, że wyolbrzymia, ale ona przestraszyła mnie. Nikt mi nie wmówi, że ona nie wcale nie pokazuje tego gangu jako najgorsze zło na świecie.
Pomyślałam o notatce i wiedziałam, że oni byli niebezpieczni, ale szczerze mówiąc Francine straszyła mnie. Musiałam iść by zostać sama i pomyśleć o tym na spokojnie.
- Trochę wyolbrzymiać?! - Francine potwórzyła za mną - Claire, widziałam co oni robili, ty nie! Wiem jak niebezpieczni oni są! Próbuję Ci tylko pomóc!
Uśmiechnęłam się do niej. - Wiem i naprawdę to doceniam. Ale myślę, że potrzebuję trochę być sama by pomyśleć.
- Claire, jeśli będziesz sama.. Oni Cię znajdą.
Wyszłam z pokoju, to co powiedziała cały czas było w mojej głowie i dało się słyszeć jak echo. Kiedy zobaczyłam kurtkę leżącą na podłodze, zdałam sobie sprawy jak histerycznie brzmiała. Ta kurtka wyglądała jak każda normalna skórzana kurtka. Oprócz dużej wielkości symbolu na prawym rękawie. Podniosłam ją tak ostrożnie jakby zaraz miała eksplodować i popatrzyłam na symbol. Nigdy nie widziałam nawet podobnego symbolu. Ale pod symbolem widniał napis "1D", wygrawerowane tak schludnie i wyraźnie jakby było znakiem rozpoznawczym jakiejś marki. I skłamałabym gdybym powiedziała, że nie przeszedł mnie dreszcz gdy zobaczyłam poszarpany materiał kurtki. Zaciekawiło mnie co wpłynęło na taki stan kurtki.
- To oznacza One Direction - głos Francine brzmiał łagodniej za mną - Nazwę ich gangu.
Przełknęłam ciężko i zarzuciłam ciężką kurtkę na moje ramiona. - To jest szalone. Ja.. Ja po prostu muszę iść. Pogadamy później, Fran.
Francine popatrzyła na mnie jakbym właśnie skazała siebie na śmierć. Nie wiem, może byłam zmęczona słuchaniem tego jacy "źli" byli oni. To może brzmieć szalenie, ale zobaczyłam tylko jednego z nich. I nie próbował mnie zabić. Więc może po prostu byłam sceptykiem, osobą, która musi zobaczyć by w coś uwierzyć.
Ale każdy wie, że kiedy jesteś w chaotycznej sytuacji i jedna osoba zaczyna panikować wszystkie inne też zaczynają. Właśnie tak się czułam. Panika była zaraźliwa.
Wyszłam frontowymi drzwiami, czując chłodne powietrze gdy uderzyło mnie w twarz, w listopadzie szczegóilnie silne. Czułam oczy Francine na mnie kiedy szłam dając tak dalekie kroki jak tylko mogłam. Uważałam by patrzeć się w chodnik by wyglądać tak niepozornie jak to możliwe.
Nic nie wyglądało poza normą. Przed tym jak usłyszałam o tym całym gangu One Direction czułam się komfortowo w tym mieście. Wiedziałam, że alejki nigdy nie były "bezpieczne", ale teraz myślę, że nigdy nie wejdę w jedną z nich.
Wszyscy wokół mnie wyglądali normalnie. Poza tym, że zauważyłam jedną rzecz.
Niektóre osoby dziwnie na mnie patrzyły. Nie miałam na myśli spojrzeń rzucających się w oczy. Ale ignorowali mnie dopóki przeszłam obok, a kiedy przeszłam już czułam przeszywający wzrok, który był skierowany na moje plecy. Zastanawiałam się czy miałam coś na plecach.
I wtedy dotarło to do mnie.
Miałam na ramionach jego kurtkę. Kurtkę, która była znakiem rozpoznawczym ich gangu. Przeklinając pod nosem, próbowałam sprawić, że ta kurtka będzie wyglądała jak każda inna. Musiałam mieć pewność, że symbol był zasłonięty.
Poczułam ulgę gdy doszłam do mojego apartamentu. Uśmiechnęłam się do jednego z moich sąsiadów, a on odpowiedział uśmiechem. Wszystko wróciło do porządku.
Ruszyłam w stronę mojego pokoju, próbując odnaleźć klucze w
mojej torebce. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Oddychając głęboko,
uśmiechnęłam się czując się bezpiecznie. Okej, więc nic mi się nie stanie
tutaj. To był mój dom. Nic nie mogło mnie tutaj dopaść.
Czując się o wiele lepiej od poprzedniej noc, położyłam
płaszcz na stoliku i usiadłam na sofie, rozglądając się. Miałam bardzo
zwyczajny wystrój, odkąd byłam zwyczajną osobą. A apartamenty były podobne, bo
mogli urządzić Ci go sami jeśli zapłaciłeś, co ja zrobiłam. Poczułam jak się
śmieję myśląc po prostu o zwyczajnych rzeczach nie martwiąc się.
One Direction jest po prostu grupą gangsterów. Nie byłam w
żadnym wypadku zamieszana w żadną sprawę z nimi. Więc po co by chcieli mnie? To
nie było tak, że weszłam im w drogę lub zrobiłam coś czego nie powinnam robić.
Wszystko co zrobiłam było poznanie jednego z nich w alejce, w której schroniłam
się przed okropną pogodą. Ale nie powiedziałam nic obrażającego lub ogólnie
negatywnego.
Nie miałam się o co martwić.
Wyciągnęłam ze spodni notatkę, która została wrzucona
rozbijając okno Francine i popatrzyłam na niechlujne pismo. Zauważyłam, że
notatka była napisana na kawałku kartki, która była oderwana z całości. Lekko
się zaśmiałam przypominając sobie jaka przestraszona byłam jeszcze kilka godzin
temu. Poczułam się niesamowicie dobrze gdy rozdarłam notatkę na pół, a kawałki
rzuciłam na podłogę.
Musiałam zadzwonić do Kim.
Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer Kim. Odebrała
po drugim połączeniu.
- Hej Claire – Przywitała się – Co tam?
- O mój boże – wyszeptałam, relaksując się na sofie. – Nigdy nie uwierzysz co się stało
wczorajszej nocy.
- Co się stało? – usłyszałam dziwne dźwięki po drugiej
stronie i poczekałam aż się odezwie. – Przepraszam, próbuję wyczyścić ten dom.
Mam randkę.
- Randkę z kim?
- Derek. Pamiętasz go?
Szczerze nie miałam pojęcia o kim ona mówiła, ale wiedziałam
że musiałam gdzieś go kiedyś spotkać gdy byłam z Kim, więc powiedziałam, –
Oczywiście. Gdzie idziecie?
- Idziemy coś zjeść. Nic specjalnego. – Kim westchnęła –
Więc, uh co się stało wczorajszego nocy?
Powiedziałam jej wszystko. Powiedziałam jak szłam w deszczu
i jak znalazłam schronienie w alejce. Powiedziałam jej o „tajemniczym” Harrym
Stylesie i o czym rozmawialiśmy. Ale potem powiedziałam jej o tym co
powiedziała mi Francine. Ale byłam zaskoczona kiedy Kim zaśmiała się.
- Ta Francine brzmi jakby naprawdę wyolbrzymiała. –
powiedziała Kim – Po tych rzeczach, które robi ten gang nie może rządzić
miastem. To niemożliwe.
- Wiem – przyznałam jej rację, będąc szczęśliwa, że podzielała Moje zdanie.
To naprawdę uspokoiło mnie. – Ona naprawdę mnie przestraszyła.
- Zamiast straszyć Cię powinna spróbować poprawić Ci
nastrój. Tęsknie za tobą Claire! Musisz przyjechać do Ameryki niedługo. Możesz
zostać u mnie w domu.
- Pomyślę nad tym. – odpowiedziałam – A teraz pozwolę Ci
przygotować się do randki. Musiałam po prostu komuś to powiedzieć, rozumiesz?
- Rozumiem. Musisz mi opowiadać jak u Ciebie odkąd mieszkamy
tysiąc mil od siebie. Zadzwonię do Ciebie po randce i opowiem Ci o szczegółach.
– mogłam przysiąc, że się uśmiechnęła. Też się uśmiechnęłam.
- Okej, więc lepiej do mnie zadzwoń później. – powiedziałam. Pożegnałyśmy się i
zakończyłam połączenie. Byłam sama w pustym domu. Normalnie bym poszła do
pracy, w sklepie jubilerskim. Tak, wiem, że to nie jest ekscytujące lub
unikatowe. Ale zawsze lubiłam biżuterię, nawet jak byłam nastolatką. Oczywiście
to nie było zapierające dech w piersiach, ale pasowało mi to. Plus miałam z
tego pieniądze.
Niestety, dzisiaj miałam wolne. Siedziałam na sofie myśląc
co powinnam zrobić. Słowa w notatce znowu pojawiły się w mojej głowie. Ten
chłopak, Harry chciał spotkać się ze mną o zmierzchu w alejce. Spojrzałam na
zegarek. Miałam dwie godziny do zmierzchu.
Nie. Nie myśl o nim.
Ale.. jego kurtka.
Słowa Francine powróciły. Przyjdzie po to, a wtedy przyjdzie
też po mnie.
Nie. Gangi interesują się tylko pieniędzmi i narkotykami.
Dlaczego mieliby marnować swój czas na mnie jeśli nic nie zrobiłam?
To było proste. Nie zmarnują. Musiałam przestać się martwić.
Musiałam przestać o nich myśleć.
Spędziłam półtorej godziny na oglądaniu telewizji. Nie
mogłam tak naprawdę kompletnie skupić się na tym co oglądałam. Nie ważne co to
było. Ciągle sprawdzałam godzinę. Kiedy zostało pół godziny do zmierzchu,
wyłączyłam telewizor i popatrzyłam na kurtkę.
Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Przez moment zastanawiałam się czy spotkać się
z nim czy nie.
I wtedy dotarło to do mnie. Czy ja byłam głupia?
Ale nie chciałam zostać tu sama. Szybko znalazłam lekki
płaszcz, wzięłam torebkę i opuściłam apartament. Przed zamknięciem drzwi
obejrzałam się za siebie. Nikogo nie było. Zeszłam schodami wychodząc na ulicę.
Złapałam taksówkę i powiedziałam, że chcę jechać do najbliższej kawiarni. To
był mały, rodzinny biznes, ale wyglądał przytulnie. Znalazłam stolik blisko
okna. Kelner był młody i miał ciężki brytyjski akcent.
- Co mogę podać? – zapytał z uśmiechem. Wyglądał jakby śmiał
się z tego co ktoś inny powiedział.
Popatrzyłam na menu. – Poproszę wodę. I czy macie zupę dnia?
Odpowiedział mi, ale moje oczy zobaczyły coś za oknem. Tam
była alejka naprzeciwko ulicy i zauważyłam kilka postaci. Wciąż było jasno,
chociaż już zachodziło słońce, mogłam ich zobaczyć. Byli tam.
- Więc co podać? – głos kelnera odwrócił moją uwagę.
Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam. – Poproszę tylko zupę
dnia.
- Dobry wybór. Zaraz podam. – odszedł do innego stolika.
Próbowałam nie patrzeć za okno. Byłam bezpieczna. Tu byli
ludzie. To było miejsce publiczne.
…Prawda?
I wtedy słowa Francine znowu powróciły. Pomyślałam o nich i
prawie żałowałam, że nie wzięłam kurtki ze sobą. Ale gdybym wzięła na pewno
ściągnęłabym na siebie uwagę.
Poczułam cień za oknem i momentalnie zerknęłam w tamtą stronę czując strach, ale ujrzałam tylko mężczyznę ubranego w długi, brązowy płaszcz. Wywróciłam oczami zdając sobie sprawę jak bardzo przewrażliwiona byłam. Patrzyłam na mężczyznę, który szedł ulicą. Jednak coś sprawiało wrażenie, że wyglądał inaczej. Wyglądał jakby był winny czy coś takiego, rozglądał się wokół siebie oraz patrzył na to co się działo za nim, jakby sprawdzał czy ktoś go nie śledzi.
Oparłam się o siedzenie. Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie spostrzegłam sytuacji podobnych do tej? O tak, bo nigdy nie miałam pojęcia, że są tutaj gangi.
Ignorancja jest błogosławieństwem.
Moje oczy oderwały się na moment od podejrzanie wyglądającego mężczyzny by zobaczyć córkę trzymającą mamę za rękę. Mała dziewczynka śmiała się z czegoś co jej mama powiedziała. Patrzyłam z podziwem gdy mama nachyliła się do córeczki i dała jej buziaka. To było takie słodkie. Były z drugiej strony ulicy, na przeciwko tajemniczego mężczyzny.
I wtedy z alejki wyszło dwóch chłopaków. Jeden miał blond włosy, a drugi brązowe. Wyglądało to tak jakby wyszli z ciemności. Nie mogłam dokładnie zobaczyć ich twarzy. W ciszy i będąc w kompletnym szoku patrzyłam jak podeszli od tyłu do tajemniczego mężczyzny, łapiąc i jednocześnie zaskakując go. Mężczyzna zaczął krzyczeć i ze swojego długiego płaszcza wyciągnął pistolet, ale tych dwóch chłopaków zręcznie wyrwali mu broń.
Kobieta szybko odwróciła się, uciekając z córką na rękach, która na pewno wszystko widziała.
Zesztywniałam, moje oczy znowu przeszły na mężczyznę. Tych dwóch chłopaków dosłownie wciągnęli go w alejkę i zniknęli w ciemnościach.
Widziałam wszystko.
Otworzyłam szeroko usta, a moja cała twarz zrobiła się blada. Moje całe ciało przeszedł strach. O mój boże - Francine nie żartowała. Ludzie naprawdę byli wciągani w alejki z ulicy.
Szczerze straciłam w tym momencie apetyt.
- Proszę, twoja woda. - kelner wrócił, stawiając wodę na stoliku.
- J-Ja widziałam mężczyznę, którego wciągnęli w alejkę. - powiedziałam głośno czując jak moje serce głośno bije w mojej piersi. - Powinieneś zadzwonić po policję. On miał pistolet.
Popatrzył przez okno, a jego uśmiech zniknął. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. - Jesteś pewna, że widziałaś mężczyznę wciąganego w alejkę?
Czy on mówił poważnie?
- Tak, jestem pewna. Widziałam to.
- Ja nie widziałem. Twoje jedzenie będzie zaraz gotowe. - powiedział szybko, tak szybko, że nie miałam czasu by zaprotestować. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wydawali się zainteresowani czymś innym, nikt nawet na mnie nie spojrzał gdy powiedziałam głośno o tym co widziałam.
Zachowywali się jakby nic się nie stało.
Zabrakło mi słów.
Oblizując wargi wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam na policję. Odebrali po drugim sygnale.
Odezwałam się szybko. - Tak, właśnie zobaczyłam mężczyznę, który został zaatakowany. Miał broń i -
- Proszę zaczekać. Za chwilę zostanie pani połączona - odezwał się głos w telefonie i rozłączyłam się.
Co było nie tak z tymi ludźmi?
Położyłam 20 funtów i wyszłam z kawiarni nawet się nie oglądając. Wyszłam na ulicę rozglądając się czy nie było nikogo w alejce.
Nie mogłam w to uwierzyć. To nie stało się przed chwilą. Nie mogło. Jeśli to stało się naprawdę, to kto teraz był bezpieczny?
Nikt nie był.
Ja też nie byłam.
Zatrzymałam się czekając aż samochód przejedzie, gdy droga była wolna przebiegłam na drugą stronę, oddychając ciężko. Musiałam wracać do domu. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, było już dawno po zmierzchu, to wiedziałam na pewno.
Nie mogłam już biec, więc zwolniłam idąc teraz. Zatrzymałam się na chwilę, opierając się o ścianę, przyciskając torebkę do siebie. To musiał być jakiś koszmar. Jakiś straszny, okropny sen.
Odsunęłam się od ściany. Spróbowałam uspokoić się, ale nie mogłam. Ciągle pamiętałam jak zaciągnęli tego mężczyznę. To było nie realne.
I nikt nie pomógł. Nawet ja.
Nie słyszałam kroków dopóki było za późno.
Wydałam z siebie okrzyk kiedy ktoś złapał mnie za plecy, odwracając mnie ukazując postać tych samych dwóch chłopaków, pierwsze o czym pomyślałam to obrona. Musiałam ich uderzyć, więc użyłam rzeczy która była pod ręką - mojej torebki. To jednak nic nie pomogło.
Brunet miał na sobie czarną kurtkę, dokładnie taką samą jaka była w moim domu, a gdy zobaczyłam symbol zrobiło mi się nie dobrze.
- Nie jesteśmy tutaj by Cię skrzywdzić. - warknął, próbując być tak cicho jak się dało. Jego oczy były utkwione we mnie i nie mogłam odczytać z nich żadnego sensu.
- Więc czego chcesz? - odparłam gdy blondyn wziął moją torebkę. Chciałam do niego podejść i zabrać ją, ale brunet złapał mnie za nadgarstek umożliwiając mi to.
- Idziesz z nami.
Prawie zemdlałam gdy usłyszałam co właśnie powiedział. Czy oni chcieli mnie uprowadzić?
Jedyne o czym pomyślałam to o tym co zrobiłabym będąc w Ameryce więc otworzyłam buzię i krzyknęłam jak głośno się dało "POMOCY!", a blondyn głośno przeklnął.
- Zrób coś by się zamknęła - blondyn warknął.
- Nie możemy jej uderzyć. - brunet odpowiedział. - Pamiętasz?
- Tak, pamiętam.
- Popatrz na to z tej strony dziewczyno, albo przestaniesz krzyczeć albo skrzywdzimy kogoś. - brunet syknął. Przestałam krzyczeć a moje gardło zaczęło piec.
- Skrzywdzicie kogoś? - powtórzyłam za nim.
- Tak, widzisz tą małą dziewczynkę? - wskazał głową na matkę siedzącą na ławce z córką. - Nie pójdzie do pierwszej klasy jeśli nadal będziesz krzyczeć. Rozumiesz?
Poczułam że zaraz się rozpłaczę. O mój boże, czy oni mogliby zabić małą, niewinną dziewczynkę?
- Chodźmy już. - odezwał się blondyn.
- A teraz, mamy Cię zanieść czy możesz iść sama?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie mogłam uwierzyć że to się dzieję. Dlaczego mieliby skrzywdzić małą dziewczynkę?
Kiedy nic nie odpowiedziałam, on wziął mnie i przerzucił mnie przez ramię. Ugryzłam się w język by pozostać cicho. Jego ramię wbijało się w mój brzuch ale zignorowałam ból. Strach zawładnął mną i nie mogłam już nic zrobić. Moje myśli były zawładnięte nieskończoną liczbą pytań o to co się właśnie dzieję, co się stanie dalej i jak mogę się z tego wydostać.
Weszli do alejki i jedyne co mogłam zobaczyć to ciemność, a oni poruszali się strasznie szybko i pewnie, jak gdyby ciemność była dla nich światłem. Co zamierzali ze mną zrobić? Zabić mnie?
Gdy wyszli z alejki zobaczyłam czarne auto, które na nas czekało.
- Gdzie mnie zabieracie? - zapytałam przestraszona. Miałam nadzieję, że postawi mnie tak szybko jak to możliwe.
I wtedy blondyn powiedział coś co prawie sprawiło że zemdlałam.
- Zabieramy Cię do Harry'ego.
___________________________________________________
Jak emocje? asvasjn Claire jednak nie posłuchała się Harry'ego i zignorowała wiadomość, a to skończyło się tak, że i tak się z nim zobaczy. Jak myślicie co będzie dalej? Co zrobi Harry? Będzie zły że nie przyszła na spotkanie? Piszcie jak sądzicie co się wydarzy dalej!
P.s. Zmieniłam wygląd bloga. Jak wam się podoba taki czarny? x
Oparłam się o siedzenie. Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie spostrzegłam sytuacji podobnych do tej? O tak, bo nigdy nie miałam pojęcia, że są tutaj gangi.
Ignorancja jest błogosławieństwem.
Moje oczy oderwały się na moment od podejrzanie wyglądającego mężczyzny by zobaczyć córkę trzymającą mamę za rękę. Mała dziewczynka śmiała się z czegoś co jej mama powiedziała. Patrzyłam z podziwem gdy mama nachyliła się do córeczki i dała jej buziaka. To było takie słodkie. Były z drugiej strony ulicy, na przeciwko tajemniczego mężczyzny.
I wtedy z alejki wyszło dwóch chłopaków. Jeden miał blond włosy, a drugi brązowe. Wyglądało to tak jakby wyszli z ciemności. Nie mogłam dokładnie zobaczyć ich twarzy. W ciszy i będąc w kompletnym szoku patrzyłam jak podeszli od tyłu do tajemniczego mężczyzny, łapiąc i jednocześnie zaskakując go. Mężczyzna zaczął krzyczeć i ze swojego długiego płaszcza wyciągnął pistolet, ale tych dwóch chłopaków zręcznie wyrwali mu broń.
Kobieta szybko odwróciła się, uciekając z córką na rękach, która na pewno wszystko widziała.
Zesztywniałam, moje oczy znowu przeszły na mężczyznę. Tych dwóch chłopaków dosłownie wciągnęli go w alejkę i zniknęli w ciemnościach.
Widziałam wszystko.
Otworzyłam szeroko usta, a moja cała twarz zrobiła się blada. Moje całe ciało przeszedł strach. O mój boże - Francine nie żartowała. Ludzie naprawdę byli wciągani w alejki z ulicy.
Szczerze straciłam w tym momencie apetyt.
- Proszę, twoja woda. - kelner wrócił, stawiając wodę na stoliku.
- J-Ja widziałam mężczyznę, którego wciągnęli w alejkę. - powiedziałam głośno czując jak moje serce głośno bije w mojej piersi. - Powinieneś zadzwonić po policję. On miał pistolet.
Popatrzył przez okno, a jego uśmiech zniknął. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. - Jesteś pewna, że widziałaś mężczyznę wciąganego w alejkę?
Czy on mówił poważnie?
- Tak, jestem pewna. Widziałam to.
- Ja nie widziałem. Twoje jedzenie będzie zaraz gotowe. - powiedział szybko, tak szybko, że nie miałam czasu by zaprotestować. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wydawali się zainteresowani czymś innym, nikt nawet na mnie nie spojrzał gdy powiedziałam głośno o tym co widziałam.
Zachowywali się jakby nic się nie stało.
Zabrakło mi słów.
Oblizując wargi wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam na policję. Odebrali po drugim sygnale.
Odezwałam się szybko. - Tak, właśnie zobaczyłam mężczyznę, który został zaatakowany. Miał broń i -
- Proszę zaczekać. Za chwilę zostanie pani połączona - odezwał się głos w telefonie i rozłączyłam się.
Co było nie tak z tymi ludźmi?
Położyłam 20 funtów i wyszłam z kawiarni nawet się nie oglądając. Wyszłam na ulicę rozglądając się czy nie było nikogo w alejce.
Nie mogłam w to uwierzyć. To nie stało się przed chwilą. Nie mogło. Jeśli to stało się naprawdę, to kto teraz był bezpieczny?
Nikt nie był.
Ja też nie byłam.
Zatrzymałam się czekając aż samochód przejedzie, gdy droga była wolna przebiegłam na drugą stronę, oddychając ciężko. Musiałam wracać do domu. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, było już dawno po zmierzchu, to wiedziałam na pewno.
Nie mogłam już biec, więc zwolniłam idąc teraz. Zatrzymałam się na chwilę, opierając się o ścianę, przyciskając torebkę do siebie. To musiał być jakiś koszmar. Jakiś straszny, okropny sen.
Odsunęłam się od ściany. Spróbowałam uspokoić się, ale nie mogłam. Ciągle pamiętałam jak zaciągnęli tego mężczyznę. To było nie realne.
I nikt nie pomógł. Nawet ja.
Nie słyszałam kroków dopóki było za późno.
Wydałam z siebie okrzyk kiedy ktoś złapał mnie za plecy, odwracając mnie ukazując postać tych samych dwóch chłopaków, pierwsze o czym pomyślałam to obrona. Musiałam ich uderzyć, więc użyłam rzeczy która była pod ręką - mojej torebki. To jednak nic nie pomogło.
Brunet miał na sobie czarną kurtkę, dokładnie taką samą jaka była w moim domu, a gdy zobaczyłam symbol zrobiło mi się nie dobrze.
- Nie jesteśmy tutaj by Cię skrzywdzić. - warknął, próbując być tak cicho jak się dało. Jego oczy były utkwione we mnie i nie mogłam odczytać z nich żadnego sensu.
- Więc czego chcesz? - odparłam gdy blondyn wziął moją torebkę. Chciałam do niego podejść i zabrać ją, ale brunet złapał mnie za nadgarstek umożliwiając mi to.
- Idziesz z nami.
Prawie zemdlałam gdy usłyszałam co właśnie powiedział. Czy oni chcieli mnie uprowadzić?
Jedyne o czym pomyślałam to o tym co zrobiłabym będąc w Ameryce więc otworzyłam buzię i krzyknęłam jak głośno się dało "POMOCY!", a blondyn głośno przeklnął.
- Zrób coś by się zamknęła - blondyn warknął.
- Nie możemy jej uderzyć. - brunet odpowiedział. - Pamiętasz?
- Tak, pamiętam.
- Popatrz na to z tej strony dziewczyno, albo przestaniesz krzyczeć albo skrzywdzimy kogoś. - brunet syknął. Przestałam krzyczeć a moje gardło zaczęło piec.
- Skrzywdzicie kogoś? - powtórzyłam za nim.
- Tak, widzisz tą małą dziewczynkę? - wskazał głową na matkę siedzącą na ławce z córką. - Nie pójdzie do pierwszej klasy jeśli nadal będziesz krzyczeć. Rozumiesz?
Poczułam że zaraz się rozpłaczę. O mój boże, czy oni mogliby zabić małą, niewinną dziewczynkę?
- Chodźmy już. - odezwał się blondyn.
- A teraz, mamy Cię zanieść czy możesz iść sama?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie mogłam uwierzyć że to się dzieję. Dlaczego mieliby skrzywdzić małą dziewczynkę?
Kiedy nic nie odpowiedziałam, on wziął mnie i przerzucił mnie przez ramię. Ugryzłam się w język by pozostać cicho. Jego ramię wbijało się w mój brzuch ale zignorowałam ból. Strach zawładnął mną i nie mogłam już nic zrobić. Moje myśli były zawładnięte nieskończoną liczbą pytań o to co się właśnie dzieję, co się stanie dalej i jak mogę się z tego wydostać.
Weszli do alejki i jedyne co mogłam zobaczyć to ciemność, a oni poruszali się strasznie szybko i pewnie, jak gdyby ciemność była dla nich światłem. Co zamierzali ze mną zrobić? Zabić mnie?
Gdy wyszli z alejki zobaczyłam czarne auto, które na nas czekało.
- Gdzie mnie zabieracie? - zapytałam przestraszona. Miałam nadzieję, że postawi mnie tak szybko jak to możliwe.
I wtedy blondyn powiedział coś co prawie sprawiło że zemdlałam.
- Zabieramy Cię do Harry'ego.
___________________________________________________
Jak emocje? asvasjn Claire jednak nie posłuchała się Harry'ego i zignorowała wiadomość, a to skończyło się tak, że i tak się z nim zobaczy. Jak myślicie co będzie dalej? Co zrobi Harry? Będzie zły że nie przyszła na spotkanie? Piszcie jak sądzicie co się wydarzy dalej!
P.s. Zmieniłam wygląd bloga. Jak wam się podoba taki czarny? x
niedziela, 16 marca 2014
Two.
- A co z policją? - spytałam, lekko zaniepokojona. Zaczęłam czuć, że miałam pustkę w głowie. Czy to był sen? - Nie możemy im powiedzieć...?
Francine tylko się zaśmiała kręcąc głową. Ucichłam gdy zaczęła mówić.
- Policja nic nie może zrobić. - powiedziała rzeczowo Francine. - Policja się ich boi. Nie zainterweniują w żadnej sprawie, która ich dotyczy.
- Dlaczego nie? - wyprostowałam się trochę, słysząc wiejący wiatr na zewnątrz. - To jest policja. Ich obowiązkiem jest chronienie nas przed ludźmi tacy jak tamci. - Przynajmniej tak było w Ameryce. Pamiętam gdy byłam w wielkich miastach gdzie gangi widziało się notorycznie, ale policja zawsze walczyła o dobro ludności cywilnej. Dlaczego ten gang jest traktowany inaczej? I jak policja może się ich bać?
- Oni nie są ludźmi. - Francine wymamrotała ponuro.
- Mają bijące serca. - upierałam się - Oni są ludźmi.
Posłała mi zabójcze spojrzenie - Czy ty ich bronisz?
- Chodzi mi o to, że oni nie mogą "rządzić" tym miejscem! To niemożliwe.
- Ty nie rozumiesz. - Głos Francine był cichy - Ty po prostu nie rozumiesz. Nie wiem co to jest, ale... Jest coś przez co oni nie są normalni
Popatrzyłam na nią - Fran, czy ty kiedykolwiek... Czy oni kiedykolwiek Cię skrzywdzili?
Francine spuściła wzrok patrząc na swoje kolana. - Nie, oni nigdy mnie nie skrzywdzili. Nigdy nawet z nimi nie rozmawiałam. Ale widziałam co oni zrobili. - Zauważyłam że płakała, ale szybko otarła łzy. - Oni wychodzą z alejki i ciągną tam ludzi, Claire, w biały dzień, a tam zabijają ich, lub robią gorsze rzeczy...
Westchnęłam słysząc to, zasłaniając moje usta dłonią, Nie... takie rzeczy się nie dzieją... prawda?
Czy ludzie ich nie słyszą? - zapytałam cicho.
Francine pokręciła wolno głową.
- Nikt nie pomaga. Po prostu patrzą gdzie indziej. Za bardzo się boją by z nimi zadzierać.
Miałam łzy w oczach. Mamrocząc skuliłam się na kanapie, za bardzo przytłoczona by usiąść normalnie.
- Nie... To kłamstwo.. To nie może być prawda. Ludzie nie robią takich rzeczy. Nie patrzą po prostu jak wciąga się innych w ciemne uliczki w ogóle nie reagując. To nie tak powinno być.
- Wszyscy wiemy, że tak nie powinno być. - Francine powiedziała łamiącym się głosem - Ale oni nas zabiją.
Zamknęłam oczy pamiętając głos Harry'ego w ciemności - Byłam z nim. Mógł mnie zabić. To byłoby dla niego takie łatwe, przez to, że tam było tak ciemno.
- Nie mogę uwierzyć, że weszłaś w tą alejkę.
- Próbowałam tylko schronić się przed deszczem. - Moje ciało zaczęło gwałtownie drżeć. - Byłam kilka centymetrów od niego, Fran. On mógł mnie zabić.
- Ale z jakiś powodów tego nie zrobił. - Francine powiedziała ponuro. - On się tobą zainteresował, to wróży kłopoty. - Zerknęła do swojego pokoju. - Jego kurtka tutaj jest.
- Więc?
- To znak. Przyjdzie po Ciebie. - Fran wstała nagle i poszła do swojego pokoju. Wróciła z kurtką i trzymała ją z daleka od siebie jakby niebezpieczne było trzymanie jej blisko.
- Fran - Odetchnęłam, czując jakbym miała zaraz dostać ataku paniki - Przestań.. Proszę. Przerażasz mnie. To jest po prostu za dużo.
- Możesz zostać na noc tutaj. - powiedziała Fran rzucając kurtkę na podłogę. - Rano zastanowimy się co zrobić.
Poczułam jak obezwładniająca fala uderzyła moje ciało. Zamknęłam oczy, ale nadal mogłam słyszeć ten głos w mojej głowie. Ciągle widziałam to przelotne spojrzenie w którym go zobaczyłam kiedy błyskawica rozświetliła wszystko na moment. - Dlaczego mnie? Co ja takiego zrobiłam?
- Idź się trochę przespać - Francine dała mi ciepły koc. Położyłam się okrywając się ciasno kocem - Idę się przebrać. Będę zaraz z powrotem. - Wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Patrzyłam w sufit, moje serce stopniowo zwalniało nie bijąc już jak oszalałe. To musiał być pewien rodzaj koszmaru. Gang nie może rządzić miastem - po prostu nie może.
Byłam głęboko pogrążona w myślach, że nie słyszałam jak Fran wróciła dopóki nie zgasiła światła. Wzdrygnęłam się, pamiętałam jak ciemno było w tej alejce. Pamiętałam jak blisko jego głos wydawał się być. Czułam jego oddech na mojej szyi.
- Claire? - Fran powiedziała stojąc naprzeciwko mnie, uspokajając moje nerwy. To była ona. - To tylko ja, okej? Spróbuj zasnąć. Pomyślimy o tym rano.
Zamknęłam oczy, koc dawał mi sporo ciepła. Ciemność wyzwalała we mnie niepokój dopóki nie zasnęłam.
- Claire. - Obudziłam się by zobaczyć Francine stojącą nade mną. Była ubrana w biały golf i beżowe spodnie. - No dalej, pora wstawać. - Uśmiechnęłą się do mnie, ale wiem że to było wymuszone.
Usiadłam czując się strasznie. Myśli o wczorajszym dniu nie opuszczały mojej głowy.
- Wszystko w porządku? - spytałam sennie, próbując okiełznać moje włosy. Francine wzruszyła ramionami.
- Nic się nie stało. - Jednak nasze oczy jednocześnie spojrzały na kurtkę, która leżała na podłodze. Widok ten napełniał mnie przerażeniem.
- Co mogę zrobić? - spytałam cicho. Popatrzyłam na Francine z poczuciem winy. - Sprowadzam na Ciebie kłopoty.
- To nie twoja wina. - Francine popatrzyła na mnie stanowczo. Wyglądała całkiem inaczej niż ta dziewczyna, która wczoraj płakała. - Jestem zmęczona staniem obok i patrzeniem na to co się dzieję. To nie jest w porządku. Nie pozwolę mu Ciebie dostać, okej?
- Nie martwię się o mnie. Martwię się o Ciebie!
- Jak możesz się o siebie nie martwić? Nie bądź naiwna, Claire.
Westchnęłam. - Dobrze, tak martwię się o siebie, ale nie chce zwalać winy na wszystkich.
Francine zwróciła się w moją stronę nagle - Claire, to ja jestem winna. Mieszkam tu praktycznie całe moje życie i nigdy nie postąpiłam tak jak powinnam. Ty nie zrobiłaś nic złego. Nawet w najmniejszym stopniu. Więc nawet nie myśl by czuć się winna.
- To jest... To jest po prostu pogmatwane. - Schowałam głowę w dłoniach, próbując łapać głębokie oddechy by się uspokoić. - Nigdy nie byłam zamieszana w sprawy jakiegoś gangu.
- Nie chcę Cię przestraszyć, ale muszę Ci to powiedzieć by Cię chronić. - Francine powiedziała wzbudzając moje zainteresowanie. Usiadła naprzeciwko mnie i patrzyła na swoje ręce wahając się. Po chwili przemówiła - Jestem pewna, że w Ameryce były gangi. Powiedz mi jakie one były.
Myślałam przez moment, po czym odpowiedziałam - Walczyli normalnie o narkotyki, czasami o pieniądze. Było kilka gangów, które ze sobą walczyły i kilka cywilów zostało zabitych przez to. Ale policja zawsze reagowała, nawet jeśli oznaczało to, że też mogą zginąć.
- Więc te gangi interesowały się pieniędzmi i narkotykami?
- No tak, a co?
Francine wyglądała na kompletnie załamaną, schowała kosmyk blond włosów za ucho. - Ten gang jest inny. Nie robią tego co robią dla pieniędzy czy narkotyków. Robią to częściowo dla przewagi. Oni lubią mieć przewagę nad ludźmi, Claire. Najbardziej nad kobietami. - Poczułam suchość w gardle po tym co usłyszałam. - Oni rządzą tym miastem. Mają znajomości wszędzie. Nawet niektórzy policjanci są z nimi.
Moje oczy się rozszerzyły - Mogą tak?
- Mówiłam Ci, policja się ich boi - Francine skrzyżowała ręce na piersi. - Powiem Ci teraz o każdym z nich.
- Ilu ich jest?
- Pięciu, ale mają inne mniejsze gangi, które są pod nimi. - Fran mruknęła z goryczą. - Teraz słysząc jak to mówię, to brzmi strasznie.
Patrzyłam na nią czując jej winę. Ale to nie była tak naprawdę jej wina. To nie było tak jakby ona - jako jedna osoba - mogła coś zrobić by to wszystko zmienić.
Otworzyła usta, ale kiedy usłyszała dźwięk minutnika zamknęła je. - To tylko kuchenka. Okej, posłuchaj. Niall jest częścią gangu. On zwykle robi brudną robotę dla nich, ale jest najsłabszy z nich. Jednak odkąd jest w gangu to nie ma znaczenia, że jest najsłabszy. Następny jest Liam. Potem Louis, Zayn i Harry. Louis jest zwykle najbardziej groźny tylko dlatego...
Jej głos się załamał gdy usłyszałyśmy głośny śmiech z zewnątrz. Obie zamarłyśmy i wpatrywałyśmy się ze strachem.
Czy to byli oni?
- Jeśli coś się stanie, schowaj się - Francine powiedziała do mnie rozglądając się po pokoju - Możemy się schować w szafie.
- Masz coś by użyć jako broń? - zapytałam bez zastanowienia, w końcu jak mogłybyśmy się bronić w starciu z nimi. Myślę, że musimy spróbować.
Normalnie, w Ameryce już dzwoniłabym na 911. Ale teraz to nie miało najmniejszego sensu. Potrzebowałyśmy pomocy jak nigdy wcześniej, a teraz nie mogła zostać ona nam udzielona.
- Myślę, że jesteśmy bezpieczne. - Francine powiedziała wreszcie, chociaż jej twarz zdradzała, że wcale nie była tego taka pewna. Wyglądała okropnie.
- Idź do swojego pokoju - powiedziałam poważnie.
- Claire...
- Proszę, on chce mnie, prawda? - przypomniałam jej słabo - Dlaczego powinnam Cię w to wciągać?
- Ponieważ jestem twoją przyjaciółką - powiedziała szybko i zrobiła krok ku mnie. To było takie dziwne. Znałam ją kilka tygodni, ale czułam jakbym cały czas ją znała. - Nie zostawię Cię z nimi, Claire. Nie zrobię tego.
- Dzięki - odpowiedziałam na jednym wydechu. W momencie kiedy uśmiechnęłyśmy się do siebie, okno Fran roztrzaskało się kiedy coś wpadło przez nie.
Szkło było teraz rozsypane po całej drewnianej podłodze. Francine krzyknęła, a ja nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zobaczyłam brązową rzecz, która potoczyła się wzdłuż pokoju z czymś białym przyczepionym do tego.
Spodziewałam się że ktoś wskoczy teraz przez okno, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Francine poruszyła się pierwsza. Przeszła ostrożnie omijając kawałki szkła. Wzięła brązowy obiekt i przeczytała notatkę. Kiedy czytała jej oczy napotkały moje, a to w jaki sposób spojrzała mi w oczy przyprawiło mnie o mdłości.
Bez słowa oddała mi kartkę. Wzięłam ją i spojrzałam na nią. A to co przeczytałam wywróciło kompletnie mój świat do góry nogami:
Spróbuj się skryć przede mną. Znajdę Cię. Spróbuj uciekać. Złapię Cię. Spotkaj się ze mną o zmierzchu gdzie spotkaliśmy się wczorajszej nocy. Nie ignoruj.
I pod tym niechlujnym pismem widniał podpis....
Harry Styles
_____________________________________________________________
Jak tam wrażenia po drugim rozdziale? Jesteście ciekawe co zrobi Claire? Spotka się z Harrym, a może zignoruje? A jeśli nie przyjdzie to co zrobi Harry? whoa dużo się dzieje w tym rozdziale. Następny pojawi się jak najszybciej, postaram się, żeby był pod koniec tygodnia lub w następnym w poniedziałek xx
Francine tylko się zaśmiała kręcąc głową. Ucichłam gdy zaczęła mówić.
- Policja nic nie może zrobić. - powiedziała rzeczowo Francine. - Policja się ich boi. Nie zainterweniują w żadnej sprawie, która ich dotyczy.
- Dlaczego nie? - wyprostowałam się trochę, słysząc wiejący wiatr na zewnątrz. - To jest policja. Ich obowiązkiem jest chronienie nas przed ludźmi tacy jak tamci. - Przynajmniej tak było w Ameryce. Pamiętam gdy byłam w wielkich miastach gdzie gangi widziało się notorycznie, ale policja zawsze walczyła o dobro ludności cywilnej. Dlaczego ten gang jest traktowany inaczej? I jak policja może się ich bać?
- Oni nie są ludźmi. - Francine wymamrotała ponuro.
- Mają bijące serca. - upierałam się - Oni są ludźmi.
Posłała mi zabójcze spojrzenie - Czy ty ich bronisz?
- Chodzi mi o to, że oni nie mogą "rządzić" tym miejscem! To niemożliwe.
- Ty nie rozumiesz. - Głos Francine był cichy - Ty po prostu nie rozumiesz. Nie wiem co to jest, ale... Jest coś przez co oni nie są normalni
Popatrzyłam na nią - Fran, czy ty kiedykolwiek... Czy oni kiedykolwiek Cię skrzywdzili?
Francine spuściła wzrok patrząc na swoje kolana. - Nie, oni nigdy mnie nie skrzywdzili. Nigdy nawet z nimi nie rozmawiałam. Ale widziałam co oni zrobili. - Zauważyłam że płakała, ale szybko otarła łzy. - Oni wychodzą z alejki i ciągną tam ludzi, Claire, w biały dzień, a tam zabijają ich, lub robią gorsze rzeczy...
Westchnęłam słysząc to, zasłaniając moje usta dłonią, Nie... takie rzeczy się nie dzieją... prawda?
Czy ludzie ich nie słyszą? - zapytałam cicho.
Francine pokręciła wolno głową.
- Nikt nie pomaga. Po prostu patrzą gdzie indziej. Za bardzo się boją by z nimi zadzierać.
Miałam łzy w oczach. Mamrocząc skuliłam się na kanapie, za bardzo przytłoczona by usiąść normalnie.
- Nie... To kłamstwo.. To nie może być prawda. Ludzie nie robią takich rzeczy. Nie patrzą po prostu jak wciąga się innych w ciemne uliczki w ogóle nie reagując. To nie tak powinno być.
- Wszyscy wiemy, że tak nie powinno być. - Francine powiedziała łamiącym się głosem - Ale oni nas zabiją.
Zamknęłam oczy pamiętając głos Harry'ego w ciemności - Byłam z nim. Mógł mnie zabić. To byłoby dla niego takie łatwe, przez to, że tam było tak ciemno.
- Nie mogę uwierzyć, że weszłaś w tą alejkę.
- Próbowałam tylko schronić się przed deszczem. - Moje ciało zaczęło gwałtownie drżeć. - Byłam kilka centymetrów od niego, Fran. On mógł mnie zabić.
- Ale z jakiś powodów tego nie zrobił. - Francine powiedziała ponuro. - On się tobą zainteresował, to wróży kłopoty. - Zerknęła do swojego pokoju. - Jego kurtka tutaj jest.
- Więc?
- To znak. Przyjdzie po Ciebie. - Fran wstała nagle i poszła do swojego pokoju. Wróciła z kurtką i trzymała ją z daleka od siebie jakby niebezpieczne było trzymanie jej blisko.
- Fran - Odetchnęłam, czując jakbym miała zaraz dostać ataku paniki - Przestań.. Proszę. Przerażasz mnie. To jest po prostu za dużo.
- Możesz zostać na noc tutaj. - powiedziała Fran rzucając kurtkę na podłogę. - Rano zastanowimy się co zrobić.
Poczułam jak obezwładniająca fala uderzyła moje ciało. Zamknęłam oczy, ale nadal mogłam słyszeć ten głos w mojej głowie. Ciągle widziałam to przelotne spojrzenie w którym go zobaczyłam kiedy błyskawica rozświetliła wszystko na moment. - Dlaczego mnie? Co ja takiego zrobiłam?
- Idź się trochę przespać - Francine dała mi ciepły koc. Położyłam się okrywając się ciasno kocem - Idę się przebrać. Będę zaraz z powrotem. - Wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Patrzyłam w sufit, moje serce stopniowo zwalniało nie bijąc już jak oszalałe. To musiał być pewien rodzaj koszmaru. Gang nie może rządzić miastem - po prostu nie może.
Byłam głęboko pogrążona w myślach, że nie słyszałam jak Fran wróciła dopóki nie zgasiła światła. Wzdrygnęłam się, pamiętałam jak ciemno było w tej alejce. Pamiętałam jak blisko jego głos wydawał się być. Czułam jego oddech na mojej szyi.
- Claire? - Fran powiedziała stojąc naprzeciwko mnie, uspokajając moje nerwy. To była ona. - To tylko ja, okej? Spróbuj zasnąć. Pomyślimy o tym rano.
Zamknęłam oczy, koc dawał mi sporo ciepła. Ciemność wyzwalała we mnie niepokój dopóki nie zasnęłam.
- Claire. - Obudziłam się by zobaczyć Francine stojącą nade mną. Była ubrana w biały golf i beżowe spodnie. - No dalej, pora wstawać. - Uśmiechnęłą się do mnie, ale wiem że to było wymuszone.
Usiadłam czując się strasznie. Myśli o wczorajszym dniu nie opuszczały mojej głowy.
- Wszystko w porządku? - spytałam sennie, próbując okiełznać moje włosy. Francine wzruszyła ramionami.
- Nic się nie stało. - Jednak nasze oczy jednocześnie spojrzały na kurtkę, która leżała na podłodze. Widok ten napełniał mnie przerażeniem.
- Co mogę zrobić? - spytałam cicho. Popatrzyłam na Francine z poczuciem winy. - Sprowadzam na Ciebie kłopoty.
- To nie twoja wina. - Francine popatrzyła na mnie stanowczo. Wyglądała całkiem inaczej niż ta dziewczyna, która wczoraj płakała. - Jestem zmęczona staniem obok i patrzeniem na to co się dzieję. To nie jest w porządku. Nie pozwolę mu Ciebie dostać, okej?
- Nie martwię się o mnie. Martwię się o Ciebie!
- Jak możesz się o siebie nie martwić? Nie bądź naiwna, Claire.
Westchnęłam. - Dobrze, tak martwię się o siebie, ale nie chce zwalać winy na wszystkich.
Francine zwróciła się w moją stronę nagle - Claire, to ja jestem winna. Mieszkam tu praktycznie całe moje życie i nigdy nie postąpiłam tak jak powinnam. Ty nie zrobiłaś nic złego. Nawet w najmniejszym stopniu. Więc nawet nie myśl by czuć się winna.
- To jest... To jest po prostu pogmatwane. - Schowałam głowę w dłoniach, próbując łapać głębokie oddechy by się uspokoić. - Nigdy nie byłam zamieszana w sprawy jakiegoś gangu.
- Nie chcę Cię przestraszyć, ale muszę Ci to powiedzieć by Cię chronić. - Francine powiedziała wzbudzając moje zainteresowanie. Usiadła naprzeciwko mnie i patrzyła na swoje ręce wahając się. Po chwili przemówiła - Jestem pewna, że w Ameryce były gangi. Powiedz mi jakie one były.
Myślałam przez moment, po czym odpowiedziałam - Walczyli normalnie o narkotyki, czasami o pieniądze. Było kilka gangów, które ze sobą walczyły i kilka cywilów zostało zabitych przez to. Ale policja zawsze reagowała, nawet jeśli oznaczało to, że też mogą zginąć.
- Więc te gangi interesowały się pieniędzmi i narkotykami?
- No tak, a co?
Francine wyglądała na kompletnie załamaną, schowała kosmyk blond włosów za ucho. - Ten gang jest inny. Nie robią tego co robią dla pieniędzy czy narkotyków. Robią to częściowo dla przewagi. Oni lubią mieć przewagę nad ludźmi, Claire. Najbardziej nad kobietami. - Poczułam suchość w gardle po tym co usłyszałam. - Oni rządzą tym miastem. Mają znajomości wszędzie. Nawet niektórzy policjanci są z nimi.
Moje oczy się rozszerzyły - Mogą tak?
- Mówiłam Ci, policja się ich boi - Francine skrzyżowała ręce na piersi. - Powiem Ci teraz o każdym z nich.
- Ilu ich jest?
- Pięciu, ale mają inne mniejsze gangi, które są pod nimi. - Fran mruknęła z goryczą. - Teraz słysząc jak to mówię, to brzmi strasznie.
Patrzyłam na nią czując jej winę. Ale to nie była tak naprawdę jej wina. To nie było tak jakby ona - jako jedna osoba - mogła coś zrobić by to wszystko zmienić.
Otworzyła usta, ale kiedy usłyszała dźwięk minutnika zamknęła je. - To tylko kuchenka. Okej, posłuchaj. Niall jest częścią gangu. On zwykle robi brudną robotę dla nich, ale jest najsłabszy z nich. Jednak odkąd jest w gangu to nie ma znaczenia, że jest najsłabszy. Następny jest Liam. Potem Louis, Zayn i Harry. Louis jest zwykle najbardziej groźny tylko dlatego...
Jej głos się załamał gdy usłyszałyśmy głośny śmiech z zewnątrz. Obie zamarłyśmy i wpatrywałyśmy się ze strachem.
Czy to byli oni?
- Jeśli coś się stanie, schowaj się - Francine powiedziała do mnie rozglądając się po pokoju - Możemy się schować w szafie.
- Masz coś by użyć jako broń? - zapytałam bez zastanowienia, w końcu jak mogłybyśmy się bronić w starciu z nimi. Myślę, że musimy spróbować.
Normalnie, w Ameryce już dzwoniłabym na 911. Ale teraz to nie miało najmniejszego sensu. Potrzebowałyśmy pomocy jak nigdy wcześniej, a teraz nie mogła zostać ona nam udzielona.
- Myślę, że jesteśmy bezpieczne. - Francine powiedziała wreszcie, chociaż jej twarz zdradzała, że wcale nie była tego taka pewna. Wyglądała okropnie.
- Idź do swojego pokoju - powiedziałam poważnie.
- Claire...
- Proszę, on chce mnie, prawda? - przypomniałam jej słabo - Dlaczego powinnam Cię w to wciągać?
- Ponieważ jestem twoją przyjaciółką - powiedziała szybko i zrobiła krok ku mnie. To było takie dziwne. Znałam ją kilka tygodni, ale czułam jakbym cały czas ją znała. - Nie zostawię Cię z nimi, Claire. Nie zrobię tego.
- Dzięki - odpowiedziałam na jednym wydechu. W momencie kiedy uśmiechnęłyśmy się do siebie, okno Fran roztrzaskało się kiedy coś wpadło przez nie.
Szkło było teraz rozsypane po całej drewnianej podłodze. Francine krzyknęła, a ja nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Zobaczyłam brązową rzecz, która potoczyła się wzdłuż pokoju z czymś białym przyczepionym do tego.
Spodziewałam się że ktoś wskoczy teraz przez okno, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Francine poruszyła się pierwsza. Przeszła ostrożnie omijając kawałki szkła. Wzięła brązowy obiekt i przeczytała notatkę. Kiedy czytała jej oczy napotkały moje, a to w jaki sposób spojrzała mi w oczy przyprawiło mnie o mdłości.
Bez słowa oddała mi kartkę. Wzięłam ją i spojrzałam na nią. A to co przeczytałam wywróciło kompletnie mój świat do góry nogami:
Spróbuj się skryć przede mną. Znajdę Cię. Spróbuj uciekać. Złapię Cię. Spotkaj się ze mną o zmierzchu gdzie spotkaliśmy się wczorajszej nocy. Nie ignoruj.
I pod tym niechlujnym pismem widniał podpis....
Harry Styles
_____________________________________________________________
Jak tam wrażenia po drugim rozdziale? Jesteście ciekawe co zrobi Claire? Spotka się z Harrym, a może zignoruje? A jeśli nie przyjdzie to co zrobi Harry? whoa dużo się dzieje w tym rozdziale. Następny pojawi się jak najszybciej, postaram się, żeby był pod koniec tygodnia lub w następnym w poniedziałek xx
sobota, 1 marca 2014
One.
- Miałaś rację Kim. Pada tutaj i to bardzo. - powiedziałam głośno do telefonu, próbując mówić w strugach deszczu. Ścisnęłam mocno rączkę mojego parasola. To był mroźny deszcz z nieubłaganym wiatrem. Wystarczyło tylko, że wyszłam kupić moją ulubioną kawę kiedy ten sztorm mnie zaskoczył i to z całą swoją mocą.
Postanowiłam zrezygnować z kawy i wrócić do mojego apartamentu, kiedy jedna z moich dobrych przyjaciółek, Kimberly zadzwoniła.
- Mogę potwierdzić - odpowiedziała a ja musiałam się wysilić by ją usłyszeć. Moje zęby zaczęły uderzać o siebie. Moje całe ciało było zmarźnięte.
- Zadzwonię do Ciebie jak wrócę do domu - obiecałam jej, nie mogąc usłyszeć jej odpowiedzi kiedy głośny grzmot nade mną. Podskoczyłam lekko i przebiegłam przez ulicę by dostać się na drugą stronę. Ruszyłam szybko chodnikiem, trzymając moją parasolkę, próbując walczyć z wiatrem. Ledwo rozpoznawałam krajobraz wokół mnie wszystko przez ten bezlitosny deszcz.
Wsadziłam mój telefon do torebki, by się nie zamoczył.
Jednak kilka minut minęło przed tym jak woda rozbrysnęła mi prosto w twarz. Przeklnęłam pod nosem i zamknęłam moją parasolkę, moje cało ciało było mokre w kilka sekund. Rozglądałam się za schornieniem gdy zobaczyłam alejkę po lewej stronie budynki, które tam stały miały długie dachy. Wyglądały tak, że deszcz nie mógł tam dotrzeć.
Weszłam w alejkę wzdychając z ulgą, nie czułam już deszczu i wiatr zostawił mnie w spokoju. Oddychałam ciężko, poczułam dreszcze i oparłam się o ceglaną ścianę zamykając oczy.
Byłam bezpieczna. Narazie.
Nie mogłam tak po prostu przeczekać tutaj aż sztorm minie.
Rzuciłam okiem na moje ubranie. Miałam na sobie sukienkę, którą włożyłam na spotkanie na które zaprosiła mnie moja koleżanka. Miała na imie Francine i mieszkała tutaj w Londynie przez całe swoje życie. Spędziłam fajnie czas z nią i jej przyjaciółmi. Ale sukienka, którą włożyłam była biała więc teraz była kompletnie przezroczysta. Zacisnęłam zęby z frustracji i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie, nie rób tego - powiedział głos przede mną, tak przede mną. Moje oczy rozejrzały się i wyprostowałam się nie zmieniając ułożenia moich rąk, które w dalszym ciągu były skrzyżowane na piersi.
Moje oczy przeszukały ciemność, ale nic nie znalazły.
W tym momencie, wyglądało to jakby ciemność odeszła. Myślałam że to tylko moja wyobraźnia dopóki światło na niebie oświetliło wszystko dookoła przez krótką sekundę. Zobaczyłam chłopaka stojącego na przeciwko mnie i ledwo dostrzegłam jego brązowe kręcone włosy. Ciemność znowu ogarnęłam kiedy sztorm przeszedł nad alejką. Przywarłam bardziej do ściany za mną i musiałam przyznać, że byłam trochę zdenerwowana przez to co przed chwilą zobaczyłam.
Chłopak stojący w cieniu?
- M-Mogę Ci pomóc? - powiedziałam drżącym głosem, ponieważ ciężko było mi mówić z szczękającymi zębami.
- Jesteś tu nowa? - głos kontynuował. Miał głęboki, ochrypły głos z Brytyjskim akcentem. Wytężyłam wzrok próbując mieć go na oku.
- Tak, jestem tu nowa. - odpowiedziałam widząc tylko ciemność.
- Wiesz, powinnaś coś wiedzieć. - jego głos sprawił że poczułam dreszcze na plecach. Nie mogłam zrozumieć - dlaczego miał on taki wpływ na mnie.
Zerknęłam poza alejkę, widząc, że deszcz powoli tracił na sile. Wyglądało na to, że w kilka minut ten ulewny deszcze przejdzie w lekką mżawkę.
Opuściłam moją parasolkę na chodnik i zaczekałam aż zacznie kontynuować.
Ale kiedy zaczął mówić, jego głos brzmiał tak jakby był koło mnie, jakby szeptał mi do ucha. - To miasto jest moje. - Wzdrygnęłam się czując jak blisko był. Stał zaraz przy mnie a ja nawet tego nie zauważyłam. Odeszłam od niego, a moje oczy nadal próbowały zobaczyć coś w tej ciemności.
- To miasto jest twoje? - powtórzyłam cicho.
Zachichotał co znowu sprawiło, że poczułam dreszcze na plecach. - Tak. Zapytaj jedną ze swoich koleżanek, która jest stąd. Ona na pewno rozpozna moje imie. - zawachałam się - Jak masz na imię?
- Harry. Harry Styles.
To nie brzmiało dla mnie znajomo, ale znowu, ja nie byłam przecież stąd.
Zakładałam, że on naprawdę miał na myśli kiedy mówił, że to miasto jest jego - to znaczy że miał kontakty i wszystko. Uspokoiłam się.
- Niezłe to miasto, które jest twoje. - powiedziałam mu, próbując brzmieć spokojnie. - Jak długo już jest twoje? Lub może dostałeś je po swoich rodzicach?
- Jak masz na imie? - zignorował pytanie.
- Claire. - odpowiedziałam, pocierając ręce o siebie.
- Więc Claire, idź do jednej z twoich koleżanek, a one powiedzą Ci o mnie wszystko. - brzmiał jakby znowu zbliżał się do mnie. Moje całe ciało zesztywniało i wstrzymałam oddech. Wzdrygnęłam się, ale stałam w miejscu, kiedy poczułam coś ciepłego na moich ramionach. - Załóż to na siebie. Strasznie się trzęsiesz.
Odsunęłam się, czując się o wiele lepiej z kurtką, którą nałożył na moje ramiona. Jedyne czego potrzebowałam było coś ciepłego, więc włożyłam ręce w rękawy kurtki i poczułam cały jej ciężar i to, że była na mnie za duża, ale nie obchodziło mnie to. Przynajmniej było mi już ciepło.
- Oh i Claire? - było słychać jakby stał na przeciwko mnie teraz.
-Tak?
- Zobaczymy się znowu i to już niedługo. - mogłam usłyszeć, że uśmiechnął się mówiąc to. Nie wiedziałam czy to co powiedział było dobrą wiadomością czy złą.
Podziękowałam mu szybko i wyszłam z alejki na deszcz, teraz była to już tylko mżawka z lekkim wiatrem. Zobaczyłam znak drogowy, który wskazywał na to, że jestem tylko blok dalej od mieszkania Francine. Może nie będzie miała nic przeciwko jeśli zapytam się czy mogę przeczekać te kilka minut w jej mieszkaniu.
Zerknęłam na alejkę za moimi plecami, prosto w ciemność. Zastanawiałam się czy chłopak cały czas tam stał. Nie mogłam tego stwierdzić.
Zajęło mi dwie minuty dojście do mieszkania Francine i podbiegłam do drzwi po schodach po czym zapukałam. Otworzyła będąc ubrana w jasno niebieski szlafrok. Kiedy mnie zobaczyła westchnęła i wzięła mnie za ramię praktycznie wciągając mnie do środka.
Myślałam, że była zainteresowana dlaczego stałam na deszczu, jednak ona była zainteresowana czymś innym.
- To twoja kurtka? - zapytała niemal żądając odpowiedzi, zamykając drzwi za sobą. Zauważyłam że zamknęła je i wyjrzała przez okno. Miała w ręku kubek z herbatą, ale nie była zainteresowana już tym najwyraźniej.
- Nie - powiedziałam stając niezręcznie - Nie masz nic przeciwko jak zostanę na chwilę?
- Claire, musisz mi powiedzieć teraz kto dał Ci tą kurtkę - jej niebieskie oczy spojrzały na mnie. Mogłam widzieć w nich prawdziwy strach.
- Jeden chłopak mi dał tą kurtkę. - wymamrotałam, zastanawiając się dlaczego tak się bała.
- Jaki chłopak? Gdzie go spotkałaś? - zarzuciła mnie pytaniami. Położyła kubek z herbatą na stoliku i opadła na kanapę. Chciałam usiąść na innej kanapie, ale nie zdecydowałam się na żadną. Moje ubrania były całe przemoczone.
Gdy jej nie odpowiedziałam, ona potarła skroń i powiedziałam i brzmiąc niemal wyczerpana. - Idź do mojego pokoju i znajdź jakieś ciuchy, włożę twoje do suszarki.
Weszłam do jej pokoju i zdjęłam kurtkę, była to czarna, skórzana kurtka, wyglądała jakby była często noszona. Położyłam ją na łóżku i znalazłam czyste i suche ciuchy. Szybko się przebrałam i znalazłam szczotkę by przeczesać moje mokre włosy.
Kiedy skończyłam, złożyłam moje przemoczone ciuchy i zeszłam na dół do Francine, która wyglądała na zamyśloną. Kiedy weszłam do salonu spojrzała na mnie jakby mnie nie znała.
- Fran? - zapytałam niepewnie trzymając ciuchy.
- Po prostu połóż je na stole. - powiedziała
- Co się stało? - zapytałam siadając na przeciwko niej. Podciagając moje nogi blisko mojej klatki piersiowej.
- Kto dał Ci tą kurtkę? - Francine zapytała powoli - Powiedział Ci jak się nazywa?
- Powiedział, że nazywa się Harry Styles. - moje oczy rozszerzyły się kiedy westchnęła głośno jakbym powiedziała jej że ktoś umarł i zamknęła oczy pokazując że chyba nie chce już wiedzieć więcej. Patrzyłam na nią zastanawiając się dlaczego tak zareagowała.
- Bardzo Cię przepraszam - powiedziała cicho kręcąc głową - Nigdy Ci o nich nie powiedziałam.
- O kim?
- Harry Styles jest członkiem gangu. - powiedziała wolno, cała się trzęsła - Oni są złym, ale silnym gangiem. Są tutaj tak długo jak pamiętam. To jest praktycznie ich miasto.
Odetchnęłam, - To dlatego powiedział mi że to jego miasto.
Francine wyglądała jakby miała zwymiotować. - Oni niosą za sobą kłopoty Claire. Czy Harry.. dotknął Cię?
- Nie - odpowiedziałam - On tylko dał mi swoją kurtkę.
- Oh nie - Francine mruknęła - To znaczy, że jest tobą zainteresowany.
- A może on tylko próbował być miły? - zapytałam, mając nadzieję, że miałam rację.
Ale kiedy Francine zaśmiała się słysząc to, moja nadzieja umarła. - Harry nie jest miły. W ogóle. Gdybyś tylko wiedziała.. Harry nie jest jedynym w gangu. Oni wszyscy są źli. Oczywiście Zayn jest najgorszy, ale Harry jest zaraz po nim najgorszym w gangu. Oni wszyscy noszą wyróżniające się kurtki jak ta, którą ty miałaś na sobie.
Zaczęłam się bać, chłopak z którym rozmawiałam był częścią gangu?
- Czy on zabił kogoś? - zapytałam delikatnie.
- Prawdopodobnie - Francine poprawiła nerwowo ręką swoje krótkie blond włosy - I to jest jeszcze gorsze teraz, bo masz jego kurtkę. Wiesz co to znaczy, prawda?
Zaczekałam.
- On po nią przyjdzie. A to znaczy, że przyjdzie też po Ciebie.
Opuściłam moją parasolkę na chodnik i zaczekałam aż zacznie kontynuować.
Ale kiedy zaczął mówić, jego głos brzmiał tak jakby był koło mnie, jakby szeptał mi do ucha. - To miasto jest moje. - Wzdrygnęłam się czując jak blisko był. Stał zaraz przy mnie a ja nawet tego nie zauważyłam. Odeszłam od niego, a moje oczy nadal próbowały zobaczyć coś w tej ciemności.
- To miasto jest twoje? - powtórzyłam cicho.
Zachichotał co znowu sprawiło, że poczułam dreszcze na plecach. - Tak. Zapytaj jedną ze swoich koleżanek, która jest stąd. Ona na pewno rozpozna moje imie. - zawachałam się - Jak masz na imię?
- Harry. Harry Styles.
To nie brzmiało dla mnie znajomo, ale znowu, ja nie byłam przecież stąd.
Zakładałam, że on naprawdę miał na myśli kiedy mówił, że to miasto jest jego - to znaczy że miał kontakty i wszystko. Uspokoiłam się.
- Niezłe to miasto, które jest twoje. - powiedziałam mu, próbując brzmieć spokojnie. - Jak długo już jest twoje? Lub może dostałeś je po swoich rodzicach?
- Jak masz na imie? - zignorował pytanie.
- Claire. - odpowiedziałam, pocierając ręce o siebie.
- Więc Claire, idź do jednej z twoich koleżanek, a one powiedzą Ci o mnie wszystko. - brzmiał jakby znowu zbliżał się do mnie. Moje całe ciało zesztywniało i wstrzymałam oddech. Wzdrygnęłam się, ale stałam w miejscu, kiedy poczułam coś ciepłego na moich ramionach. - Załóż to na siebie. Strasznie się trzęsiesz.
Odsunęłam się, czując się o wiele lepiej z kurtką, którą nałożył na moje ramiona. Jedyne czego potrzebowałam było coś ciepłego, więc włożyłam ręce w rękawy kurtki i poczułam cały jej ciężar i to, że była na mnie za duża, ale nie obchodziło mnie to. Przynajmniej było mi już ciepło.
- Oh i Claire? - było słychać jakby stał na przeciwko mnie teraz.
-Tak?
- Zobaczymy się znowu i to już niedługo. - mogłam usłyszeć, że uśmiechnął się mówiąc to. Nie wiedziałam czy to co powiedział było dobrą wiadomością czy złą.
Podziękowałam mu szybko i wyszłam z alejki na deszcz, teraz była to już tylko mżawka z lekkim wiatrem. Zobaczyłam znak drogowy, który wskazywał na to, że jestem tylko blok dalej od mieszkania Francine. Może nie będzie miała nic przeciwko jeśli zapytam się czy mogę przeczekać te kilka minut w jej mieszkaniu.
Zerknęłam na alejkę za moimi plecami, prosto w ciemność. Zastanawiałam się czy chłopak cały czas tam stał. Nie mogłam tego stwierdzić.
Zajęło mi dwie minuty dojście do mieszkania Francine i podbiegłam do drzwi po schodach po czym zapukałam. Otworzyła będąc ubrana w jasno niebieski szlafrok. Kiedy mnie zobaczyła westchnęła i wzięła mnie za ramię praktycznie wciągając mnie do środka.
Myślałam, że była zainteresowana dlaczego stałam na deszczu, jednak ona była zainteresowana czymś innym.
- To twoja kurtka? - zapytała niemal żądając odpowiedzi, zamykając drzwi za sobą. Zauważyłam że zamknęła je i wyjrzała przez okno. Miała w ręku kubek z herbatą, ale nie była zainteresowana już tym najwyraźniej.
- Nie - powiedziałam stając niezręcznie - Nie masz nic przeciwko jak zostanę na chwilę?
- Claire, musisz mi powiedzieć teraz kto dał Ci tą kurtkę - jej niebieskie oczy spojrzały na mnie. Mogłam widzieć w nich prawdziwy strach.
- Jeden chłopak mi dał tą kurtkę. - wymamrotałam, zastanawiając się dlaczego tak się bała.
- Jaki chłopak? Gdzie go spotkałaś? - zarzuciła mnie pytaniami. Położyła kubek z herbatą na stoliku i opadła na kanapę. Chciałam usiąść na innej kanapie, ale nie zdecydowałam się na żadną. Moje ubrania były całe przemoczone.
Gdy jej nie odpowiedziałam, ona potarła skroń i powiedziałam i brzmiąc niemal wyczerpana. - Idź do mojego pokoju i znajdź jakieś ciuchy, włożę twoje do suszarki.
Weszłam do jej pokoju i zdjęłam kurtkę, była to czarna, skórzana kurtka, wyglądała jakby była często noszona. Położyłam ją na łóżku i znalazłam czyste i suche ciuchy. Szybko się przebrałam i znalazłam szczotkę by przeczesać moje mokre włosy.
Kiedy skończyłam, złożyłam moje przemoczone ciuchy i zeszłam na dół do Francine, która wyglądała na zamyśloną. Kiedy weszłam do salonu spojrzała na mnie jakby mnie nie znała.
- Fran? - zapytałam niepewnie trzymając ciuchy.
- Po prostu połóż je na stole. - powiedziała
- Co się stało? - zapytałam siadając na przeciwko niej. Podciagając moje nogi blisko mojej klatki piersiowej.
- Kto dał Ci tą kurtkę? - Francine zapytała powoli - Powiedział Ci jak się nazywa?
- Powiedział, że nazywa się Harry Styles. - moje oczy rozszerzyły się kiedy westchnęła głośno jakbym powiedziała jej że ktoś umarł i zamknęła oczy pokazując że chyba nie chce już wiedzieć więcej. Patrzyłam na nią zastanawiając się dlaczego tak zareagowała.
- Bardzo Cię przepraszam - powiedziała cicho kręcąc głową - Nigdy Ci o nich nie powiedziałam.
- O kim?
- Harry Styles jest członkiem gangu. - powiedziała wolno, cała się trzęsła - Oni są złym, ale silnym gangiem. Są tutaj tak długo jak pamiętam. To jest praktycznie ich miasto.
Odetchnęłam, - To dlatego powiedział mi że to jego miasto.
Francine wyglądała jakby miała zwymiotować. - Oni niosą za sobą kłopoty Claire. Czy Harry.. dotknął Cię?
- Nie - odpowiedziałam - On tylko dał mi swoją kurtkę.
- Oh nie - Francine mruknęła - To znaczy, że jest tobą zainteresowany.
- A może on tylko próbował być miły? - zapytałam, mając nadzieję, że miałam rację.
Ale kiedy Francine zaśmiała się słysząc to, moja nadzieja umarła. - Harry nie jest miły. W ogóle. Gdybyś tylko wiedziała.. Harry nie jest jedynym w gangu. Oni wszyscy są źli. Oczywiście Zayn jest najgorszy, ale Harry jest zaraz po nim najgorszym w gangu. Oni wszyscy noszą wyróżniające się kurtki jak ta, którą ty miałaś na sobie.
Zaczęłam się bać, chłopak z którym rozmawiałam był częścią gangu?
- Czy on zabił kogoś? - zapytałam delikatnie.
- Prawdopodobnie - Francine poprawiła nerwowo ręką swoje krótkie blond włosy - I to jest jeszcze gorsze teraz, bo masz jego kurtkę. Wiesz co to znaczy, prawda?
Zaczekałam.
- On po nią przyjdzie. A to znaczy, że przyjdzie też po Ciebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)