niedziela, 30 marca 2014

Three.

- Claire, gdzie idziesz?

- Muszę iść. - Tak szybko jak przeczytałam notatkę, wiedziałam, że muszę stąd iść. Musiałam uciec od tego obłędu. I to był obłęd. Zgniotłam kartkę ciasno w mojej dłoni i wsadziłam ją do kieszeni spodni jeansów, które Francine pozwoliła mi włożyć.

- Claire, nie możesz stąd iść! Oni Cię znajdą! - głośno zaprotestowała. Skrzywiłam się na to jak głośno to powiedziała.

To zaczynało wymykać się spod kontroli.

- Popatrz. To jest szaleństwo, okej? Muszę iść. Zadzwonię do Ciebie później czy coś. J-Ja nie wiem co o tym myśleć. - potrząsnęłam głową, przypominając sobie to wszystko co powiedziała mi wcześniej. Nie chciałam w to wierzyć. Nie mogłam. Ludzie po prostu nie wciągają innych w ciemne alejki. Żyjemy w XXI wieku! Takie rzeczy się po prostu nie dzieją.

- Nie wierzysz mi, prawda? - Francine powiedziała z szeroko otwartymi oczami - Serio? Myślisz, że kłamię?

- Nie - złapałam oddech - Myślę, że możesz trochę wyolbrzymiać. - Jeśli by się nad tym zastanowić, Francine była zawsze znana jako królowa dramatyzowania. Kocham tą dziewczynę, ale kiedy byłyśmy razem w kinie zaczęła histeryzować gdy upuściła swój popcorn. Nigdy o tym za dużo nie myślałam, ale teraz miało to jakiś sens. Nie mogę przestać się nią przejmować tylko dlatego, że wyolbrzymia, ale ona przestraszyła mnie. Nikt mi nie wmówi, że ona nie wcale nie pokazuje tego gangu jako najgorsze zło na świecie.

Pomyślałam o notatce i wiedziałam, że oni byli niebezpieczni, ale szczerze mówiąc Francine straszyła mnie. Musiałam iść by zostać sama i pomyśleć o tym na spokojnie.

- Trochę wyolbrzymiać?! - Francine potwórzyła za mną - Claire, widziałam co oni robili, ty nie! Wiem jak niebezpieczni oni są! Próbuję Ci tylko pomóc!

Uśmiechnęłam się do niej. - Wiem i naprawdę to doceniam. Ale myślę, że potrzebuję trochę być sama by pomyśleć.

- Claire, jeśli będziesz sama.. Oni Cię znajdą.

Wyszłam z pokoju, to co powiedziała cały czas było w mojej głowie i dało się słyszeć jak echo. Kiedy zobaczyłam kurtkę leżącą na podłodze, zdałam sobie sprawy jak histerycznie brzmiała. Ta kurtka wyglądała jak każda normalna skórzana kurtka. Oprócz  dużej wielkości symbolu na prawym rękawie. Podniosłam ją tak ostrożnie jakby zaraz miała eksplodować i popatrzyłam na symbol. Nigdy nie widziałam nawet podobnego symbolu. Ale pod symbolem widniał napis "1D", wygrawerowane tak schludnie i wyraźnie jakby było znakiem rozpoznawczym jakiejś marki. I skłamałabym gdybym powiedziała, że nie przeszedł mnie dreszcz gdy zobaczyłam poszarpany materiał kurtki. Zaciekawiło mnie co wpłynęło na taki stan kurtki.

- To oznacza One Direction - głos Francine brzmiał łagodniej za mną - Nazwę ich gangu.

Przełknęłam ciężko i zarzuciłam ciężką kurtkę na moje ramiona. - To jest szalone. Ja.. Ja po prostu muszę iść. Pogadamy później, Fran.

Francine popatrzyła na mnie jakbym właśnie skazała siebie na śmierć. Nie wiem, może byłam zmęczona słuchaniem tego jacy "źli" byli oni. To może brzmieć szalenie, ale zobaczyłam tylko jednego z nich. I nie próbował mnie zabić. Więc może po prostu byłam sceptykiem, osobą, która musi zobaczyć by w coś uwierzyć.

Ale każdy wie, że kiedy jesteś w chaotycznej sytuacji i jedna osoba zaczyna panikować wszystkie inne też zaczynają. Właśnie tak się czułam. Panika była zaraźliwa.

Wyszłam frontowymi drzwiami, czując chłodne powietrze gdy uderzyło mnie w twarz, w listopadzie szczegóilnie silne. Czułam oczy Francine na mnie kiedy szłam dając tak dalekie kroki jak tylko mogłam. Uważałam by patrzeć się w chodnik by wyglądać tak niepozornie jak to możliwe.

Nic nie wyglądało poza normą. Przed tym jak usłyszałam o tym całym gangu One Direction czułam się komfortowo w tym mieście. Wiedziałam, że alejki nigdy nie były "bezpieczne", ale teraz myślę, że nigdy nie wejdę w jedną z nich.

Wszyscy wokół mnie wyglądali normalnie. Poza tym, że zauważyłam jedną rzecz.

Niektóre osoby dziwnie na mnie patrzyły. Nie miałam na myśli spojrzeń rzucających się w oczy. Ale ignorowali mnie dopóki przeszłam obok, a kiedy przeszłam już czułam przeszywający wzrok, który był skierowany na moje plecy. Zastanawiałam się czy miałam coś na plecach.

I wtedy dotarło to do mnie.

Miałam na ramionach jego kurtkę. Kurtkę, która była znakiem rozpoznawczym ich gangu. Przeklinając pod nosem, próbowałam sprawić, że ta kurtka będzie wyglądała jak każda inna. Musiałam mieć pewność, że symbol był zasłonięty.

Poczułam ulgę gdy doszłam do mojego apartamentu. Uśmiechnęłam się do jednego z moich sąsiadów, a on odpowiedział uśmiechem. Wszystko wróciło do porządku.

Ruszyłam w stronę mojego pokoju, próbując odnaleźć klucze w mojej torebce. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Oddychając głęboko, uśmiechnęłam się czując się bezpiecznie. Okej, więc nic mi się nie stanie tutaj. To był mój dom. Nic nie mogło mnie tutaj dopaść.

Czując się o wiele lepiej od poprzedniej noc, położyłam płaszcz na stoliku i usiadłam na sofie, rozglądając się. Miałam bardzo zwyczajny wystrój, odkąd byłam zwyczajną osobą. A apartamenty były podobne, bo mogli urządzić Ci go sami jeśli zapłaciłeś, co ja zrobiłam. Poczułam jak się śmieję myśląc po prostu o zwyczajnych rzeczach nie martwiąc się.

One Direction jest po prostu grupą gangsterów. Nie byłam w żadnym wypadku zamieszana w żadną sprawę z nimi. Więc po co by chcieli mnie? To nie było tak, że weszłam im w drogę lub zrobiłam coś czego nie powinnam robić. Wszystko co zrobiłam było poznanie jednego z nich w alejce, w której schroniłam się przed okropną pogodą. Ale nie powiedziałam nic obrażającego lub ogólnie negatywnego.

Nie miałam się o co martwić.

Wyciągnęłam ze spodni notatkę, która została wrzucona rozbijając okno Francine i popatrzyłam na niechlujne pismo. Zauważyłam, że notatka była napisana na kawałku kartki, która była oderwana z całości. Lekko się zaśmiałam przypominając sobie jaka przestraszona byłam jeszcze kilka godzin temu. Poczułam się niesamowicie dobrze gdy rozdarłam notatkę na pół, a kawałki rzuciłam na podłogę.

Musiałam zadzwonić do Kim.

Wyciągnęłam telefon z torebki i wybrałam numer Kim. Odebrała po drugim połączeniu.

- Hej Claire – Przywitała się – Co tam?

- O mój boże – wyszeptałam, relaksując się na sofie.  – Nigdy nie uwierzysz co się stało wczorajszej nocy.

- Co się stało? – usłyszałam dziwne dźwięki po drugiej stronie i poczekałam aż się odezwie. – Przepraszam, próbuję wyczyścić ten dom. Mam randkę.

- Randkę z kim?

- Derek. Pamiętasz go?

Szczerze nie miałam pojęcia o kim ona mówiła, ale wiedziałam że musiałam gdzieś go kiedyś spotkać gdy byłam z Kim, więc powiedziałam, – Oczywiście. Gdzie idziecie?

- Idziemy coś zjeść. Nic specjalnego. – Kim westchnęła – Więc, uh co się stało wczorajszego nocy?

Powiedziałam jej wszystko. Powiedziałam jak szłam w deszczu i jak znalazłam schronienie w alejce. Powiedziałam jej o „tajemniczym” Harrym Stylesie i o czym rozmawialiśmy. Ale potem powiedziałam jej o tym co powiedziała mi Francine. Ale byłam zaskoczona kiedy Kim zaśmiała się.

- Ta Francine brzmi jakby naprawdę wyolbrzymiała. – powiedziała Kim – Po tych rzeczach, które robi ten gang nie może rządzić miastem. To niemożliwe.

- Wiem – przyznałam jej rację,  będąc szczęśliwa, że podzielała Moje zdanie. To naprawdę uspokoiło mnie. – Ona naprawdę mnie przestraszyła.

- Zamiast straszyć Cię powinna spróbować poprawić Ci nastrój. Tęsknie za tobą Claire! Musisz przyjechać do Ameryki niedługo. Możesz zostać u mnie w domu.

- Pomyślę nad tym. – odpowiedziałam – A teraz pozwolę Ci przygotować się do randki. Musiałam po prostu komuś to powiedzieć, rozumiesz?

- Rozumiem. Musisz mi opowiadać jak u Ciebie odkąd mieszkamy tysiąc mil od siebie. Zadzwonię do Ciebie po randce i opowiem Ci o szczegółach. – mogłam przysiąc, że się uśmiechnęła. Też się uśmiechnęłam.

- Okej, więc lepiej do mnie zadzwoń później.  – powiedziałam. Pożegnałyśmy się i zakończyłam połączenie. Byłam sama w pustym domu. Normalnie bym poszła do pracy, w sklepie jubilerskim. Tak, wiem, że to nie jest ekscytujące lub unikatowe. Ale zawsze lubiłam biżuterię, nawet jak byłam nastolatką. Oczywiście to nie było zapierające dech w piersiach, ale pasowało mi to. Plus miałam z tego pieniądze.

Niestety, dzisiaj miałam wolne. Siedziałam na sofie myśląc co powinnam zrobić. Słowa w notatce znowu pojawiły się w mojej głowie. Ten chłopak, Harry chciał spotkać się ze mną o zmierzchu w alejce. Spojrzałam na zegarek. Miałam dwie godziny do zmierzchu.

Nie. Nie myśl o nim.

Ale.. jego kurtka.

Słowa Francine powróciły. Przyjdzie po to, a wtedy przyjdzie też po mnie.

Nie. Gangi interesują się tylko pieniędzmi i narkotykami. Dlaczego mieliby marnować swój czas na mnie jeśli nic nie zrobiłam?

To było proste. Nie zmarnują. Musiałam przestać się martwić.

Musiałam przestać o nich myśleć.

Spędziłam półtorej godziny na oglądaniu telewizji. Nie mogłam tak naprawdę kompletnie skupić się na tym co oglądałam. Nie ważne co to było. Ciągle sprawdzałam godzinę. Kiedy zostało pół godziny do zmierzchu, wyłączyłam telewizor i popatrzyłam na kurtkę.

Przygryzłam nerwowo dolną wargę.  Przez moment zastanawiałam się czy spotkać się z nim czy nie.

I wtedy dotarło to do mnie. Czy ja byłam głupia?

Ale nie chciałam zostać tu sama. Szybko znalazłam lekki płaszcz, wzięłam torebkę i opuściłam apartament. Przed zamknięciem drzwi obejrzałam się za siebie. Nikogo nie było. Zeszłam schodami wychodząc na ulicę. Złapałam taksówkę i powiedziałam, że chcę jechać do najbliższej kawiarni. To był mały, rodzinny biznes, ale wyglądał przytulnie. Znalazłam stolik blisko okna. Kelner był młody i miał ciężki brytyjski akcent.

- Co mogę podać? – zapytał z uśmiechem. Wyglądał jakby śmiał się z tego co ktoś inny powiedział.

Popatrzyłam na menu. – Poproszę wodę. I czy macie zupę dnia?

Odpowiedział mi, ale moje oczy zobaczyły coś za oknem. Tam była alejka naprzeciwko ulicy i zauważyłam kilka postaci. Wciąż było jasno, chociaż już zachodziło słońce, mogłam ich zobaczyć. Byli tam.

- Więc co podać? – głos kelnera odwrócił moją uwagę.

Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam. – Poproszę tylko zupę dnia.

- Dobry wybór. Zaraz podam. – odszedł do innego stolika.

Próbowałam nie patrzeć za okno. Byłam bezpieczna. Tu byli ludzie. To było miejsce publiczne.

…Prawda?

I wtedy słowa Francine znowu powróciły. Pomyślałam o nich i prawie żałowałam, że nie wzięłam kurtki ze sobą. Ale gdybym wzięła na pewno ściągnęłabym na siebie uwagę.

Poczułam cień za oknem i momentalnie zerknęłam w tamtą stronę czując strach, ale ujrzałam tylko mężczyznę ubranego w długi, brązowy płaszcz. Wywróciłam oczami zdając sobie sprawę jak bardzo przewrażliwiona byłam. Patrzyłam na mężczyznę, który szedł ulicą. Jednak coś sprawiało wrażenie, że wyglądał inaczej. Wyglądał jakby był winny czy coś takiego, rozglądał się wokół siebie oraz patrzył na to co się działo za nim, jakby sprawdzał czy ktoś go nie śledzi.

Oparłam się o siedzenie. Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie spostrzegłam sytuacji podobnych do tej? O tak, bo nigdy nie miałam pojęcia, że są tutaj gangi.

Ignorancja jest błogosławieństwem.

Moje oczy oderwały się na moment od podejrzanie wyglądającego mężczyzny by zobaczyć córkę trzymającą mamę za rękę. Mała dziewczynka śmiała się z czegoś co jej mama powiedziała. Patrzyłam z podziwem gdy mama nachyliła się do córeczki i dała jej buziaka. To było takie słodkie. Były z drugiej strony ulicy, na przeciwko tajemniczego mężczyzny.

I wtedy z alejki wyszło dwóch chłopaków. Jeden miał blond włosy, a drugi brązowe. Wyglądało to tak jakby wyszli z ciemności. Nie mogłam dokładnie zobaczyć ich twarzy. W ciszy i będąc w kompletnym szoku patrzyłam jak podeszli od tyłu do tajemniczego mężczyzny, łapiąc i jednocześnie zaskakując go. Mężczyzna zaczął krzyczeć i ze swojego długiego płaszcza wyciągnął pistolet, ale tych dwóch chłopaków zręcznie wyrwali mu broń.

Kobieta szybko odwróciła się, uciekając z córką na rękach, która na pewno wszystko widziała.

Zesztywniałam, moje oczy znowu przeszły na mężczyznę. Tych dwóch chłopaków dosłownie wciągnęli go w alejkę i zniknęli w ciemnościach.

Widziałam wszystko.

Otworzyłam szeroko usta, a moja cała twarz zrobiła się blada. Moje całe ciało przeszedł strach. O mój boże - Francine nie żartowała. Ludzie naprawdę byli wciągani w alejki z ulicy.

Szczerze straciłam w tym momencie apetyt.

- Proszę, twoja woda. - kelner wrócił, stawiając wodę na stoliku.

- J-Ja widziałam mężczyznę, którego wciągnęli w alejkę. - powiedziałam głośno czując jak moje serce głośno bije w mojej piersi. - Powinieneś zadzwonić po policję. On miał pistolet.

Popatrzył przez okno, a jego uśmiech zniknął. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. - Jesteś pewna, że widziałaś mężczyznę wciąganego w alejkę?

Czy on mówił poważnie?

- Tak, jestem pewna. Widziałam to.

- Ja nie widziałem. Twoje jedzenie będzie zaraz gotowe. - powiedział szybko, tak szybko, że nie miałam czasu by zaprotestować. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wydawali się zainteresowani czymś innym, nikt nawet na mnie nie spojrzał gdy powiedziałam głośno o tym co widziałam.

Zachowywali się jakby nic się nie stało.

Zabrakło mi słów.

Oblizując wargi wyciągnęłam telefon z torebki i zadzwoniłam na policję. Odebrali po drugim sygnale.

Odezwałam się szybko. - Tak, właśnie zobaczyłam mężczyznę, który został zaatakowany. Miał broń i -

- Proszę zaczekać. Za chwilę zostanie pani połączona - odezwał się głos w telefonie i rozłączyłam się.
Co było nie tak z tymi ludźmi?

Położyłam 20 funtów i wyszłam z kawiarni nawet się nie oglądając. Wyszłam na ulicę rozglądając się czy nie było nikogo w alejce.

Nie mogłam w to uwierzyć. To nie stało się przed chwilą. Nie mogło. Jeśli to stało się naprawdę, to kto teraz był bezpieczny?

Nikt nie był.

Ja też nie byłam.

Zatrzymałam się czekając aż samochód przejedzie, gdy droga była wolna przebiegłam na drugą stronę, oddychając ciężko. Musiałam wracać do domu. Niebo robiło się coraz ciemniejsze, było już dawno po zmierzchu, to wiedziałam na pewno.

Nie mogłam już biec, więc zwolniłam idąc teraz. Zatrzymałam się na chwilę, opierając się o ścianę, przyciskając torebkę do siebie. To musiał być jakiś koszmar. Jakiś straszny, okropny sen.

Odsunęłam się od ściany. Spróbowałam uspokoić się, ale nie mogłam. Ciągle pamiętałam jak zaciągnęli tego mężczyznę. To było nie realne.

I nikt nie pomógł. Nawet ja.

Nie słyszałam kroków dopóki było za późno.

Wydałam z siebie okrzyk kiedy ktoś złapał mnie za plecy, odwracając mnie ukazując postać tych samych dwóch chłopaków, pierwsze o czym pomyślałam to obrona. Musiałam ich uderzyć, więc użyłam rzeczy która była pod ręką - mojej torebki. To jednak nic nie pomogło.

Brunet miał na sobie czarną kurtkę, dokładnie taką samą jaka była w moim domu, a gdy zobaczyłam symbol zrobiło mi się nie dobrze.

- Nie jesteśmy tutaj by Cię skrzywdzić. - warknął, próbując być tak cicho jak się dało. Jego oczy były utkwione we mnie i nie mogłam odczytać z nich żadnego sensu.

- Więc czego chcesz? - odparłam gdy blondyn wziął moją torebkę. Chciałam do niego podejść i zabrać ją, ale brunet złapał mnie za nadgarstek umożliwiając mi to.

- Idziesz z nami.

Prawie zemdlałam gdy usłyszałam co właśnie powiedział. Czy oni chcieli mnie uprowadzić?

Jedyne o czym pomyślałam to o tym co zrobiłabym będąc w Ameryce więc otworzyłam buzię i krzyknęłam jak głośno się dało "POMOCY!", a blondyn głośno przeklnął.

- Zrób coś by się zamknęła - blondyn warknął.

- Nie możemy jej uderzyć. - brunet odpowiedział. - Pamiętasz?

- Tak, pamiętam.

- Popatrz na to z tej strony dziewczyno, albo przestaniesz krzyczeć albo skrzywdzimy kogoś. - brunet syknął. Przestałam krzyczeć a moje gardło zaczęło piec.

- Skrzywdzicie kogoś? - powtórzyłam za nim.

- Tak, widzisz tą małą dziewczynkę? - wskazał głową na matkę siedzącą na ławce z córką. - Nie pójdzie do pierwszej klasy jeśli nadal będziesz krzyczeć. Rozumiesz?

Poczułam że zaraz się rozpłaczę. O mój boże, czy oni mogliby zabić małą, niewinną dziewczynkę?

- Chodźmy już. - odezwał się blondyn.

- A teraz, mamy Cię zanieść czy możesz iść sama?

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie mogłam uwierzyć że to się dzieję. Dlaczego mieliby skrzywdzić małą dziewczynkę?

Kiedy nic nie odpowiedziałam, on wziął mnie i przerzucił mnie przez ramię. Ugryzłam się w język by pozostać cicho. Jego ramię wbijało się w mój brzuch ale zignorowałam ból. Strach zawładnął mną i nie mogłam już nic zrobić. Moje myśli były zawładnięte nieskończoną liczbą pytań o to co się właśnie dzieję, co się stanie dalej i jak mogę się z tego wydostać.

Weszli do alejki i jedyne co mogłam zobaczyć to ciemność, a oni poruszali się strasznie szybko i pewnie, jak gdyby ciemność była dla nich światłem. Co zamierzali ze mną zrobić? Zabić mnie?

Gdy wyszli z alejki zobaczyłam czarne auto, które na nas czekało.

- Gdzie mnie zabieracie? - zapytałam przestraszona. Miałam nadzieję, że postawi mnie tak szybko jak to możliwe.

I wtedy blondyn powiedział coś co prawie sprawiło że zemdlałam.

- Zabieramy Cię do Harry'ego.

___________________________________________________

Jak emocje? asvasjn Claire jednak nie posłuchała się Harry'ego i zignorowała wiadomość, a to skończyło się tak, że i tak się z nim zobaczy. Jak myślicie co będzie dalej? Co zrobi Harry? Będzie zły że nie przyszła na spotkanie? Piszcie jak sądzicie co się wydarzy dalej!

P.s. Zmieniłam wygląd bloga. Jak wam się podoba taki czarny? x

4 komentarze:

  1. Świetne dusjksksk czekam na następny rozdział x // @planetkaro

    OdpowiedzUsuń
  2. O w mordę. Ciekawe co Harry zrobi z Claire. Przerwać w takim momencie to zbrodnia :D Ale rozdział świetny ;3 x
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  3. Upfff. Harry chyba bedzie zly .-. Mam nadzieje ze nie zrobi nic Claire.
    Wogole ja moglas przerwac w takim momencie?! Jestes okropna i w tym momencie jeblam focha z przytupem i melodyjka. Dobra zarat, ale i tak nie moge sie z tym pogodzic :c
    Mam nadzieje ze nowy bedzie szybko xx

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurwiczka *o*
    Rozdzia ---> CUDOWNY
    Tylko strasznie żal mi tych bezbronnych i niczemu winnych ludzi ktorzy padli lub padną ofiarami gandu 1D ;/ Boję się o Claire skoro oni zabierają ją do Harry'ego , jedyny + to to że na pewno jej nie skrzywdzą ^^

    Nie mogę się doczekać kolejnego !!!
    @Dominika__8 xx

    OdpowiedzUsuń